Cisza, której nikt nie uczy — o sztuce bycia samemu bez poczucia winy

Cisza, której nikt nie uczy — o sztuce bycia samemu bez poczucia winy

Współczesny świat nieustannie podpowiada nam, że powinniśmy być otoczeni ludźmi — że samotność to stan przejściowy, a czas spędzony w pojedynkę to czas zmarnowany. Media społecznościowe pokazują uśmiechnięte grupy przyjaciół, rodziny przy wspólnych obiadach, pary trzymające się za ręce. A jeśli akurat nie jesteśmy częścią takiego obrazka, pojawia się niepokój. Dlaczego nie mam planów? Dlaczego nikt do mnie nie dzwoni? Czy coś jest ze mną nie tak? Tymczasem cisza i samotność to nie tylko brak towarzystwa — to przestrzeń, w której można odnaleźć coś znacznie cenniejszego: siebie.

Samotność ma złą reputację. Często mylimy ją z osamotnieniem, tęsknotą czy wykluczeniem. Tymczasem bycie samemu to nie to samo, co bycie samotnym. To pierwsze to wybór, stan świadomego odosobnienia, w którym nie czujemy pustki, lecz wolność. To drugie — bolesne poczucie, że brakuje nam kogoś, kto nadałby naszemu życiu znaczenie. W kulturze, która nieustannie zachęca nas do bycia „online”, do bycia dostępnym, do zaliczania kolejnych spotkań i wydarzeń, trudno jest uznać samotność za coś wartościowego. A jednak to właśnie w niej często kryje się najgłębsza odnowa.

W dzieciństwie nikt nas nie uczył, jak być samemu. Wręcz przeciwnie — od najmłodszych lat wpajano nam, że trzeba się dzielić, współpracować, bawić z innymi. Nie ma w tym nic złego, ale brakuje drugiej strony tej lekcji: że czasem warto się wycofać, posiedzieć w ciszy, pozwolić myślom płynąć bez zewnętrznych bodźców. Gdy dorastamy, ten brak umiejętności bycia w pojedynkę często prowadzi do lęku. Boimy się, że jeśli nie będziemy ciągle w centrum uwagi, to przestaniemy istnieć dla innych. Że nasza wartość zależy od tego, ile osób nas lubi, zaprasza, komentuje nasze zdjęcia. Tymczasem prawdziwe poczucie własnej wartości rodzi się właśnie wtedy, gdy nikt nie patrzy.

Wielu ludzi nie potrafi znieść ciszy. Gdy tylko zostają sami, od razu włączają muzykę, podcast, telewizję — cokolwiek, byle tylko zagłuszyć własne myśli. To zrozumiałe: w ciszy często wychodzą na wierzch rzeczy, których wolelibyśmy nie słyszeć. Niewypowiedziane żale, niespełnione marzenia, pytania, na które nie znamy odpowiedzi. Ale uciekanie od nich tylko pogłębia problem. Bo jeśli nie nauczymy się słuchać siebie, jak mamy wiedzieć, czego naprawdę chcemy? Jak mamy odróżnić swoje pragnienia od oczekiwań innych?

Samotność bywa największym nauczycielem samoświadomości. Kiedy nie ma wokół nas ludzi, którzy narzucają tempo, opinie, oczekiwania, wreszcie możemy usłyszeć własny głos. To w tych cichych momentach rodzą się najlepsze pomysły, najszczersze postanowienia, a czasem też — paradoksalnie — najgłębsze połączenia z innymi. Bo dopiero gdy przestajemy szukać potwierdzenia na zewnątrz, zaczynamy budować relacje z miejsca autentyczności, a nie z potrzeby wypełnienia pustki.

Warto też zapytać: dlaczego czujemy się winni, gdy spędzamy czas sami? Dlaczego musimy się tłumaczyć, że „nic nie robiliśmy”, że „tylko leżeliśmy”, że „nie mieliśmy planów”? Czy naprawdę potrzebujemy usprawiedliwiać się za to, że pozwoliliśmy sobie na odpoczynek, na myślenie, na zwykłe bycie? Ta presja, by ciągle coś robić, by być widocznym, produktywnym, towarzyskim, odbiera nam coś bardzo cennego — możliwość regeneracji. A przecież nawet natura ma swoje cykle: przypływy i odpływy, pory aktywności i uśpienia. Dlaczego my mielibyśmy być wiecznie „włączonymi” maszynami?

Być może najtrudniejszą częścią nauki samotności jest pogodzenie się z tym, że nie zawsze będzie ona przyjemna. Czasem będzie bolesna, nudna, niewygodna. Ale to właśnie wtedy, gdy pozwalamy sobie na ten dyskomfort, dzieje się coś ważnego. Uczymy się, że możemy przetrwać bez ciągłego dopływu rozrywek, że nasze emocje nie muszą być natychmiast zagłuszane, że jesteśmy w stanie być swoim własnym towarzystwem. To jedna z największych wolności, jakie możemy sobie dać.

Nie chodzi o to, by odrzucać relacje z innymi. Chodzi o to, by nie bać się chwil, gdy ich nie ma. By nie traktować samotności jak kary, ale jak dar — czas, w którym możemy wrócić do siebie, bez pośpiechu, bez oceniania, bez wymagań. Cisza, której nikt nas nie uczył, może stać się najwierniejszym przyjacielem. Wystarczy tylko przestać się jej bać.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *